Jednym z najszerzej omawianych elementów nowej strategii miasta (która, póki co wygląda na jedną wielką kampanię promocyjną prezydentki miasta) jest pomysł budowy nowego, reprezentacyjnego budynku UMŁ w Nowym Centrum Łodzi. Od ponad roku po mieście chodziły podobne plotki (mówiło się, że miasto chce wynająć całą wieżę Bramy Miasta, z której komercjalizacją problem ma Skanska), teraz znalazły one oficjalne potwierdzenie.

Jedyny konkret rzucony podczas prezentacji od razu wzbudził kontrowersje – i nie ma się co dziwić. Podczas gdy wielu skwituje temat hasłem typu „wyremontujcie ulice, zamiast budować nowy urząd” albo „znowu pałace dla nierobów-urzędasów”, temat jest dużo bardziej złożony i wielowątkowy. Postaram się przybliżyć kilka z nich, które w mojej ocenie są kluczowe.

Swoją drogą, niezmierni bawią zapewnienia o tym, że strategia ma być pisana dla łodzian przez nich samych, że miasto będzie otwarte na konsultacje, podczas gdy pierwszy konkret wynikający z nowej strategii – właśnie nowy budynek urzędu – zdaje się nie podlegać dyskusji i być faktycznie klepnięty, a rada miejska ma się na dniach zająć zmianami w planie zagospodarowania przestrzennego. Bardzo znamienne, jeśli chodzi o jakiekolwiek nadzieje na zmianę podejścia urzędu do partycypacji społecznej i nadania jej pełniejszego wymiaru.

Urzędnicy na kawie

W jednej z rozmów prezydent Zdanowska powiedziała, że ma dosyć widywania urzędników na kawie w godzinach pracy, że przy 23 lokalizacjach nie ma jak kontrolować, gdzie są i co robią. Znowu powtarza się znany łódzki schemat – dobra caryca, źli bojarzy. A warto przypomnieć, że to właśnie szef organizacji jest odpowiedzialny za kulturę pracy.
Brzmi to trochę jak kwintesencja naszego post-transformacyjnego januszowego kapitalizmu, gdzie szef kontroluje wszystko, co robisz w pracy, gdzie nie ma wzajemnego zaufania między pracownikiem a pracodawcą, gdzie pracownik na pracy zdalnej to pracownik leżący do góry brzuchem. Z takim feudalnym podejściem nie wróżę sukcesu projektowi reformy funkcjonowania UMŁ. Problemu „nieróbstwa” i niesympatycznej obsługi klienta nie zwalczymy skoncentrowaniem wszystkich na kilku piętrach open space’u, by móc lepiej wszystkich kontrolować. Do tego potrzebna jest zmiana w mentalności, wprowadzenie nowego stylu zarządzania organizacją i systemu oceny wydajności – pracownicy muszą mieć motywację do większej efektywności i uprzejmości (jakkolwiek źle to nie brzmi). Nowy budynek kultury pracy raczej nie zmieni, a ten wątek można to rozwiązać bez przeprowadzki. Co nowy budynek może zmienić, to lepsze warunki lokalowe – pytanie jak bardzo złe są one obecnie i czy jest miejsce w obecnych budynkach na pewne udogodnienia dla pracowników (jak chociażby piłkarzyki czy hamaki, znane z korpobiur), które pomogą zwiększyć produktywność.

200 osób do rozwożenia dokumentów

Najlepszym symbolem myślenia, które panuje w łódzkim magistracie, to rzekome istnienie grupy 200 osób, które są zatrudnione w urzędzie miasta do rozwożenia pism i dokumentów między wydziałami. Przyznam, że bardziej absurdalnego uzasadnienia budowy nowego budynku nie słyszałem. Przyjmując, że każda z tych osób zarabia 3000 PLN brutto na umowie o pracę i otrzymują trzynastkę (koszt pracodawcy to 3600 PLN), to łączny koszt utrzymywania urzędowych „kurierów” (nie wliczając w to samochodów i ich serwisowania i tankowania) to 3 600 * 13 * 200 = 9 360 000 PLN – czyli siedem razy więcej, niż mają wynieść oszczędności związane z nową siedzibą. Ciekawe, jak z takim problemem radzą sobie międzynarodowe korporacje – czy też mają kurierów, którzy wożą pisma między Londynem, Paryżem, Wiedniem i Warszawą? Nie – stosują elektroniczny system obiegu dokumentów. W tę stronę powinien iść urząd miasta, jeśli chce stworzyć sprawną machinę godną technologii XXI wieku, a nie XIX. Ponoć taki system już funkcjonuje w UMŁ – skąd w takim razie informacja o tych 200 pracownikach?

Ekonomia ulicy Piotrkowskiej

UMŁ liczy około 2 000 pracowników, szacując po liczbach dostępnych dla innych miast podobnej wielkości, jak Kraków czy Wrocław. To spora armia ludzi, którzy w wymierny sposób wspomagają ekonomię ulicy Piotrkowskiej, jedząc tam lunch, pijąc już wspomnianą kawę czy spotykając się ze znajomymi po pracy na piwo. Do tego dochodzą petenci UMŁ i zewnętrzni współpracownicy, uczestniczący np. w spotkaniach. Przeniesienie urzędu gdzie indziej będzie dotkliwym ruchem dla lokalnych przedsiębiorców, którzy stracą znaczną część swoich klientów w ciągu dnia. Czy wpływ przenosin urzędu z Piotrkowskiej na lokalną gospodarkę został wliczony do ostatecznego bilansu zysków i strat?

Miejski Precedens Zaprzeczenia Planowania (czyli problem z MPZP)

Kolejnym zagrożeniem, o konsekwencjach znacznie większych niż bezsensowne wydanie pieniędzy na nowy budynek, jest stworzenie niebezpiecznego precedensu zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Urbanistyka to nie zabawka, do planowania miasta trzeba podchodzić poważnie i zgodnie z pewnymi regułami gry. Jeśli Nowe Centrum Łodzi było zaprojektowane jako pewna całość (czyli kompleksowy projekt dzielnicy zabudowanej budynkami średniej wysokości, z dominantą w postaci Bramy Miasta – i koniec), to nagle stawianie od czapy 70-metrowego budynku, który przytłoczy zabytkową architekturę EC1, jest zaprzeczaniem samemu sobie i własnym strategiom (w tym obecnie obowiązującej Strategii Rozwoju Łódź 2020+ i Polityce Rozwoju Przestrzennego Miasta). Jeśli UMŁ może dowolnie zmienić plan dla samego siebie, to dlaczego nie może zmienić tego dla prywatnego inwestora, który chce zbudować wieżowiec na działce, która jest przeznaczona pod 5-piętrowy budynek (tak, mówię o takim łódzkim Trumpie, który stawia sławojki na swojej działce). Takie zachowanie podważa wiarę w cały system planowania i do szeroko pojętej władzy. Radni powinni odrzucić taki projekt (choć wszyscy wiemy, że tak się nie stanie).

Porażka projektu NCŁ

Wszechogarniająca granitowa kostka. Brak zieleni. Słabe skomunikowanie z resztą miasta. Brak usług. Przeskalowany, monstrualnych rozmiarów drogowy ślimak przy Fabrycznym. Zaniedbany i zdziczały skwer za dworcem. Bezsensownie poprowadzona linia tramwajowa, która rozrzedza kursy na Narutowicza. Inwestorzy nie kwapią się z budową nowych przestrzeni, po pustych działkach, których nikt nie chce kupić od miasta, hula wiatr. Taki jest obraz planowanej wizytówki miasta 10 lat po rozpoczęciu jej realizacji. Chęć zbudowania urzędu w miejscu, gdzie miały lokować się międzynarodowej korporacje, najlepiej pokazuje upadek idei NCŁ. Nie zapowiada się, by setki milionów złotych wydane na ten obszar miały się kiedykolwiek zwrócić – a zapewne trzeba będzie wydać jeszcze więcej, by stworzyć NCŁ przyjazne ludziom. Im bliżej przyglądamy się planom miasta, tym bardziej zastanawia ich sensowność i faktyczne drugie dno. W mojej opinii właśnie chodzi o (dość nieudolne) ratowanie projektu Nowego Centrum Łodzi, które okazało się spektakularną klapą. Zbudowanie tam urzędu nie poprawi atrakcyjności dla inwestorów.

Zmiany w świecie pracy i cyfryzacja

Pandemia koronawirusa rozpoczęła nieodwracalne zmiany w tym, jak i gdzie pracujemy. Wiele firm na całym świecie przekonało się do pracy zdalnej. Pracownicy są zadowoleni, bo oszczędzają na czasie i dojeździe do pracy, a firmy mogą obciąć koszty przestrzeni biurowej. Urzędy muszą iść w podobną stronę. Czy jest sens budować nowy biurowiec w sytuacji, kiedy popyt na przestrzeń biurową będzie się stopniowo zmniejszać, a praca z domu zyskuje na popularności? W wielu przypadkach nie ma przeciwwskazań do tego, by spora część urzędników wykonywała swoją pracę z domu, szczególnie jeśli nie obsługują bezpośrednio petentów. Wiele usług miejskich można zdigitalizować, tak by sprawy urzędowe można było załatwić bez wychodzenia z domu – jak to na XXI wiek przystało. Ułatwi to też pracę urzędników, którzy nie będą musieli grzebać w papierach (i wysyłać 200 osób do ich rozwożenia). Kolejne pytanie brzmi – czy faktycznie wszyscy urzędnicy obsługują petentów każdego dnia i czy trzeba wszystkich zgromadzić w jednym budynku?

Koszty i oszczędności

Wedle doniesień prasowych, skala oszczędności to ok. 20 milionów złotych w ciągu 15 lat, czyli około 1,3 miliona rocznie. Żeby znaleźć punkt odniesienia – zaplanowany budżet miasta w 2020 roku to około 5 miliardów złotych. Tak, będzie to około 0,26 promila budżetu miasta – czyli w zasadzie nic. Za taką kwotę można wyremontować około pół kilometra osiedlowej drogi. W skali miasta, są to w minimalne oszczędności, nie warte całego zachodu związanego z przeprowadzką.

Co ze starymi lokalami?

Urząd dziś mieści się, jak już wiemy, w 23 lokalizacjach. Co stanie się z tymi wszystkimi budynkami? Zostaną sprzedane? Wynajęte? Zburzone? Będą stały puste? Zmienione na mieszkania? Nic o tym nie zostało powiedziane, a jest to istotna kwestia. Wiele z nich to obiekty zabytkowe, którym należy się szczególna ochrona. Może niektóre z lokalizacji można zamienić na mieszkania komunalne, których tak dramatycznie dziś brakuje, lub włączyć je w program Mieszkanie Plus?

Jak to się robi w innych miastach

Postanowiłem się pokusić się o porównanie z innym urzędem – londyńską gminą Hounslow. Tam kilka lat temu zadecydowano, że stary kampus urzędu jest zbyt duży, zbyt daleko od lokalnego centrum usługowego (tzw. high street, czyli głównej ulicy dzielnicy). Na miejscu starego urzędu z lat 70. budowane jest właśnie osiedle na ponad 900 mieszkań, z których 50% będzie przeznaczone na lokale socjalne i komunalne, o cenach poniżej rynkowych. Z drugiej strony, nowy biurowiec znajduje się w samym centrum dzielnicy, jest blisko dziesiątek linii autobusowych, łączących całą okolicę. Jest też o połowę mniejszy, niż potrzeba – co ogranicza koszty lokalowe i sprawia, że pracownicy muszą połowę czasu roboczego pracować z domu. Oczywiście, cała operacja przeprowadzki wiązała się z paruletnim okresem przejściowym, co pozwoliło na wprowadzenie nowych systemów informatycznych i cyfryzację wszystkich procesów. Dzięki temu urząd stał się bardziej przyjazny – petenci nie muszą wychodzić z domu, by załatwić swoje sprawy, a urzędnicy mogą pracować z dowolnego miejsca. Przy okazji, urząd jest odporniejszy na nieprzewidziane wydarzenia. Kiedy wybuchła epidemia koronawirusa (która dotknęła Wielką Brytanię dużo mocniej, niż Polskę), sprawy urzędowe można nadal załatwiać, podczas gdy urzędy są fizycznie zamknięte. Od marca do września urzędnicy z Hounslow pracują z domu (i nie zapowiada się, by cokolwiek się zmieniło w najbliższych miesiącach).

Fajnie, gdyby Łódź wzięła lekcje od Hounslow, jeśli już chce budować nowy biurowiec. Póki co, wygląda to na bezsensowne, nieprzemyślane i nieprzeliczone działanie, którego faktyczne motywy nie są do końca jasne, a wszystkie zapewnienia o lepszej i głębszej partycypacji społecznej można o kant blatu potłuc.